Ks. Łukasz Pisz obronił pracę doktorską (wywiad)
Ks. Łukasz Pisz – sędzia Sądu Biskupiego w Sosnowcu - obronił pracę doktorską. W rozmowie z Biurem Prasowym naszej diecezji opowiada o pracy „kościelnego” sędziego, a także o swoich studiach i pisaniu pracy naukowej.
Ks. Przemysław Lech (Biuro Prasowe): Jesteś kościelnym prawnikiem. Ale zaczynając w ten sposób, zaczęlibyśmy pewnie trochę „od środka”. Bo przecież wszystko się zaczęło w 2012 r., kiedy przyjąłeś święcenia kapłańskie. Jak ta chronologiczna kolejność – najpierw ksiądz, potem prawnik – przekłada się na życie sędziego Sądu Biskupiego?
Ks. dr Łukasz Pisz (Sąd Biskupi) – Przede wszystkim jestem kapłanem, ponieważ dlatego wstąpiłem do seminarium, aby służyć Bogu i ludziom. Dopiero gdzieś po drodze Ksiądz Biskup postanowił skierować mnie do pracy w Sądzie Biskupim. Najpierw mianował mnie na urząd notariusza, a po studiach w Krakowie (tam zdobyłem tytuł licencjata kościelnego z prawa kanonicznego) zostałem mianowany sędzią. Ale zawsze najpierw jestem kapłanem.
Życie modlitwą jest tu bardzo ważne, w kontekście mojej pracy w Sądzie Biskupim. Bowiem jako sędzia wraz z dwoma innymi kapłanami-sędziami muszę podejmować decyzję, czy małżeństwo zostało ważnie zawarte czy też nie. Dlatego modlitwa jest tutaj ważna, aby móc podjąć właściwą, zgodną z własnym sumieniem decyzję. Jednak, nim taka decyzja zapadnie, jest prowadzony cały proces o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Proces polegający na przesłuchaniu zainteresowanych takich procesem ludzi – czyli tzw. stron procesowych, świadków, czasem nawet trzeba poprosić o pomoc biegłego psychologa, jeśli tego wymaga od nas prawodawca.
Ks. Lech: - Jak zaczęła się twoja przygoda z prawem kanonicznym?
Ks. Pisz: Prawo zawsze mnie interesowało i gdzieś w młodości myślałem, aby iść na prawo, a potem zostać adwokatem. Jednak Pan Bóg miał nieco inne plany. Kiedy byłem na III roku studiów seminaryjnych i miałem wybrać seminarium magisterskie, to jedyną niewiadomą było u kogo będę pisać pracę. Bo to, że będzie to prawo kanoniczne, nie podlegało u mnie dyskusji. Tak trafiłem do ks. prof. Jana Dyducha.
Po decyzji Księdza Biskupa abym poszedł pracować do Sądu Biskupiego i jednocześnie podjął studia w Krakowie, postanowiłem kontynuować moje zainteresowanie związane z procesami beatyfikacyjnymi i kanonizacyjnymi, bo o tym też pisałem w mojej pracy magisterskiej. Swoją pracę licencjacką pisałem wówczas u ks. prof. Tomasza Rozkruta.
Więc byłem studentem Wydziału Prawa Kanonicznego na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie i jednocześnie pracownikiem Sądu Biskupiego na stanowisku notariusza. Nie jest on tożsamy z notariuszem takim „cywilnym”. Notariusz Sądu Biskupiego swoim podpisem nadaje dokumentom sądowym stosowną wiarygodność. Moje studia w Krakowie trwały 3 lata. Po ich zakończeniu w czerwcu 2016, a z początkiem roku 2017 Ksiądz Biskup mianował mnie sędzią Sądu Biskupiego.
Ks. Lech: - I nadszedł dzień, w którym rozpocząłeś studia doktoranckie z prawa kanonicznego. Kiedy to było? Jak wyglądał przebieg studiów?
Ks. Pisz: To był październik 2016 roku. Wtedy oficjalnie rozpocząłem studia doktoranckie na Wydziale Prawa Kanonicznego Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Pół roku miedzy końcem studiów w Krakowie, a mianowaniem mnie na urząd sędziego, pozwoliło mi skupić się nad rozpoczynającymi się studiami doktoranckimi w Warszawie. Obejmowało to przygotowanie tematu i planu pracy, określenie obszaru badawczego i zapoznanie się z wymaganiami, jakie musi spełniać taka rozprawa doktorska.
Zajęcia odbywały się raz w miesiącu. Wtedy też musiałem udać się do Warszawy, nie tylko na zajęcia, ale także na seminarium doktoranckie. Ostatecznie po roku studiów postanowiłem podjąć swoje badania doktorskie u ks. prof. Józefa Wroceńskiego na seminarium dotyczącym ustroju kościoła. Zajęcia odbywały się przez trzy z czterech lat przewidzianych studiów, ponieważ na 4 roku było tylko seminarium doktoranckie, czyli czas na pisanie bądź finalizowanie pracy doktorskiej.
Z racji, że każdy student takich studiów jest już po studiach specjalistycznych z prawa kanoniczego, to wykłady miały formę monografów, jak np. działalność charytatywna kościelnych osób prawnych; ochrona małoletnich w kanonicznym prawie karnym; przejawy kolegialności w Kościele partykularnym; małżeństwa mieszane w Kościele katolickim oraz w religiach niechrześcijańskich, a także zajęcia z języka łacińskiego na 1 roku.
Może nie najtrudniejsze, ale najdziwniejsze dla nas kapłanów - ponieważ z nami studiowały także osoby świeckie - były zajęcia na trzecim roku studiów z zakresu procedury utraty stanu duchownego, czyli jaki jest przebieg procesu przeniesienia osoby duchownej do stanu świeckiego. A że są takie przypadki to i procedurę należy znać.
Ks. Lech – Chyba najtrudniejszą częścią studiów doktoranckich jest napisanie i obronienie pracy. To godziny spędzone w bibliotekach i dni – przy klawiaturze komputera. Spróbuj przybliżyć pokrótce, czego dotyczyła Twoja praca doktorska?
Ks. Pisz: – Mnie samo pisanie nie męczyło. Jak tylko były pod ręką publikacje naukowe, to i pisanie szło przyjemnie. Co innego egzaminy doktorskie i sama obrona – tu już był stres i nerwy.
W swojej rozprawie doktorskiej postanowiłem zbadać czy wprowadzone zmiany administracyjne Kościoła katolickiego w Polsce w 1992 r., a więc utworzenie nowych diecezji w tym Diecezji Sosnowieckiej, przyniosły zamierzone wówczas efekty oraz jaki na to wpływ miał podpisany w 1993 r. konkordat a więc umowa pomiędzy Polską a Stolicą Apostolską.
Opisywałem więc nie tylko jakie diecezje wówczas powstały, ale także tworzenie wewnętrznych struktur diecezjalnych jak kurie biskupie, seminaria duchowne czy choćby sądy biskupie. Ważne też było w mojej pracy opisanie relacji i współpracy państwa polskiego z Kościołem katolickim w Polsce, czyli na jakich zasadach odbywa się nauka religii w szkołach, jakie muszą być spełnione warunki, aby małżeństwo zawarte przed duchownym mogło mieć także skutki w prawie polskim – mowa to o tzw. małżeństwie konkordatowym.
W mojej pracy omówiłem również zagadnienie obecności duchownych jako kapelanów w wojsku, szpitalu czy więzieniu. Tu także istnieją określone zasady ich obecności w tych miejscach i to również było przedmiotem moich badań i poszukiwań.
W podsumowaniu swojej pracy nie skupiłem się tylko na odpowiedzeniu na postawione we wstępie pracy pytania, ale także starałem się określić, co czeka Kościół w Polsce w najbliższej przyszłości, i jak on wówczas będzie funkcjonował. A zmiany już widać, choćby w kwestii ilości powołań kapłańskich, więc zapewne pojawi się kwestia łączenia seminariów duchownych.
Ks. Lech: – Dlaczego posiadanie doktoratu z prawa kanonicznego jest ważne dla sędziego? Czy jest to wymóg proceduralny?
Ks. Pisz: – Prawodawca wymaga od większości pracowników sądu biskupiego aby mieli stopień doktora prawa kanonicznego lub przynajmniej licencjat z prawa kanonicznego. Choć technicznie wystarcza już tytuł licencjata kościelnego, to bardziej tu chodzi o kwestię dalszego kształcenia się.
Choć prawo kanoniczne nie zmienia się tak szybko jak prawo państwowe, to jednak, zwłaszcza w sprawach małżeńskich, które stanowią główne zajęcie sądów biskupich, ciągle musimy poszerzać swoje kompetencje zgodnie z tym co orzeka Rota Rzymska, która jest niejako drogowskazem dla pracowników sądów biskupich na całym świecie.
Istotna jest tu nie tylko znajomość prawa kanonicznego, ale także podstawowa wiedza z zakresu psychologii. Także tutaj w zależności od podejmowanych spraw spotykamy się z różnymi problemami psychologicznymi ludzi. Musimy więc jako sędziowie dokształcać się i poszukiwać w fachowej literaturze wyjaśnień zaburzeń, które dotykają ludzi. Choć w takich przypadkach korzystamy z pomocy biegłych psychologów, to nie zwalnia nas to z samokształcenia.
Ks. Lech: - Mówi się, że lekarz, prawnik i ksiądz muszą się uczyć tak naprawdę całe życie, aby być na bieżąco w swojej dziedzinie. Gratulujemy więc ukończonych studiów i życzymy wciąż świeżego zapału do samokształcenia zarówno w powołaniu „prawniczym”, jak i kapłańskim. Dziękuję za rozmowę.
Ks. Pisz: - Dziękuję bardzo.
foto: ks. Daniel Bunia