Matkę się szanuje!

Data dodania: 2019.05.08

Pamiętam, jak na podwórku się mawiało, że na rodziców się "nie najeżdża". Mogliśmy się pokłócić, nawymyślać sobie wzajemnie. Ale ubliżyć czyjejś matce lub ojcu? To była najgorsza obraza. Dziś, nasze polskie podwórko wydaje się bardziej "postępowe". To, co kiedyś było najzwyczajniej w świecie brzydkie lub niedopuszczalne, dziś staje się środkiem artystycznego wyrazu. Gdzie popełniliśmy błąd?

Pragnienie wolności

Lata 80. Naród odzyskał nadzieję po I papieskiej pielgrzymce. Mimo niezwykle trudnej sytuacji społeczno-politycznej, kościoły są pełne na Mszach Świętych, a i salki na plebaniach z trudem mieszczą wiernych, którzy chętnie uczestniczą w różnorakich spotkaniach. Opozycja znalazła oparcie w Kościele, który zaoferował jej swoją przestrzeń wolności - jedyną, która pozostała. To właśnie często w kościołach i salkach propagowano ideę wolności, podtrzymywano nadzieję społeczeństwa na zmiany, obiecywano nowy ład. Wiara, Kościół, Chrystus, Maryja. To były sprawy nietykalne, spoiwa naszej jedności. O Jasnej Górze św. Jan Paweł II powiedział nawet, że w tym miejscu "zawsze byliśmy wolni" (Homilia na Jasnej Górze, 1979 r.).

Zamiana ról

Transformacja ustrojowa pokazała, że chyba jednak nie dość uważnie słuchaliśmy kazań w czasie Mszy za Ojczyznę. Ślizgaliśmy się po powierzchni papieskich homilii, klaszcząc bez zastanowienia w każdym momencie, gdy Papież chciał nabrać powietrza. Selektywnie wspominamy wadowickie kremówki, jednocześnie wypierając z pamięci ostre słowa Jana Pawła II o niedopuszczalności aborcji, przestrzeganiu Dekalogu i miłości ojczyzny. Nagle Kościół zaczął odgrywać inną rolę. W świadomości społeczeństwa stał się tym, który czegoś zabrania. Przestał być przestrzenią wolności. Stał się synonimem jej zagrożenia.

Artyzm?

Gdy Adam Darski "Nergal" podarł Biblię, wydawało się, że osiągnęliśmy pewną granicę szerzącej się samowoli. Reakcja społeczna na to symboliczne wydarzenie stała się swoistą autodiagnozą narodu, który w dużej mierze zawdzięcza swoją tożsamość właśnie chrześcijaństwu. Niestety, nawet niektóre środowiska katolickie nie dostrzegły w profanacji Nergala nic, prócz... sztuki. Zło nie zostało napiętnowane. Nie powiedzieliśmy zdecydowanego "nie!". Dyktatura relatywizmu świętowała swój sukces, a sprzeciw nielicznych duchownych tłumaczono sentymentem do czasów Inkwizycji i palenia na stosie.

Matki się nie rusza

Karykatura Matki Bożej Częstochowskiej jest kolejnym krokiem. Tym razem to już przekroczenie granicy. Ktoś ośmiela się ubliżać naszej Matce. Czy w tym kontekście zachowaliśmy w sobie to dziecięce poczucie, że to po prostu niedopuszczalne? Czy nadal mamy w sobie to przekonanie, że Matce i Ojcu się nie ubliża? Kim jest Maryja z Jasnej Góry, jeśli nie moją Matką? Nie możemy się dać usypiać narracją o "szanowaniu czyjejś wrażliwości artystycznej". Przecież każdy doskonale wie, że te kolejne "artystyczne" gesty, są doskonale przemyślane i obliczone na konkretny efekt. Kto się liczy z naszą wrażliwością? Jeżeli takie raniące wydarzenia są jedyną "sztuką", na jaką nas dziś stać, to co stało się z naszym wnętrzem? Przecież właśnie stamtąd pochodzi wszelkie natchnienie artystyczne. Czyż sztuka nie jest odbiciem ludzkiej duszy? W jakim więc jest stanie?

Milcząca większość

Te kolejne ataki już męczą. Czasem po prostu nie chce się wchodzić z nikim w polemikę. Dlatego często wybieramy milczenie. Z obawy przed odrzuceniem lub dla świętego spokoju nie zajmujemy stanowiska. Wierzymy, że sprawa sama się rozwiąże, a Bóg sam się obroni. Ale co z nami? Co z naszymi sercami, co z naszą wrażliwością, co z naszą wiarą? Czy zgadzamy się jeszcze z św. Janem Pawłem II, że są takie sprawy, "o które nie można nie walczyć?" (Homilia na Westerplatte, 1987 r.).

Obowiązek

Milcząca większość zawsze przegrywa. Trzeba zacząć mówić, aby poczuć jak wielu nas jest. Nas, którzy myślimy i wierzymy podobnie. Nas, dla których Chrystus i Maryja są wartościami fundamentalnymi. Wartościami, z których drwić nie można. Odważmy się w towarzystwie zająć stanowisko i nazwać rzeczy po imieniu. W ten sposób bronimy nie tylko wiary, ale również siebie.

 


Ks. Przemysław Lech

Papieski Uniwersytet Świętego Krzyża
w Rzymie

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.